rewident rewident
155
BLOG

Hipokryzja władzy i strategia dla PiSu

rewident rewident Polityka Obserwuj notkę 15

 

Dziennikarze i blogerzy wylewają kubły pomyj na głowę Jarosława Kaczyńskiego za to, że nie pojawił się zaprzysiężeniu Bronisława Komorowskiego. Najczęściej pojawiającymi się zarzutami jest odmowa współpracy z rządem czy brak akceptacji dla demokratycznego wyboru. Prezes PiS ma podobno nie szanować własnego państwa i swoim zachowaniem zaprzepaścić szansę na zwycięstwo PiS w najbliższych wyborach.

Trudno znaleźć argumentację bardziej fałszywą, zakłamaną i obłudną. Po pierwsze adwersarze Kaczyńskiego sami mają w głębokim poważaniu instytucje państwa, Polskę jako wspólnotę i pojęcie Narodu. Gdyby mogli zrezygnowaliby z niepodległości i przyłączyli nasz kraj do Niemiec lub szerzej – do Unii Europejskiej – jako teren na prawach regionu. Część wyborców PO i większość SLD widzi jedyną szansę rozwoju Polski (albo tego, co z niej zostanie) w unijnych dotacjach, potulnym przyjmowaniu warunków narzuconych przez zagranicę i odrzuceniu polskiej tradycji i kultury. Gdyby mogli, najchętniej podpisaliby volkslistę w zamian za dwa tysiące euro emerytury. Dla nich „polskość to nienormalność” jak mawiał Donald Franciszek Tusk.

Dla wyborców Komorowskiego obecny rząd i prezydent to syndycy masy upadłościowej. Zagłosowali na nich, aby idea silnej Polski nie mogła się odrodzić. Dlatego dziś wymagają od Kaczyńskiego, aby uszanował coś, co oni sami traktują jak mało znaczące instytucje, ba, jak coś, co tak naprawdę jest stanem przejściowym.

Przypomnijmy dzisiejszym „pro-państwowcom” co mówili kiedy Donald Tusk namawiał do „obywatelskiego nieposłuszeństwa”, kiedy Bronisław Komorowski a priori negował jakiekolwiek porozumienie z rządem PiS powołując się na „wilcze prawo opozycji”. Dlaczego wtedy klakierzy PO i SLD milczeli, dlaczego wtedy nie trąbili o frustracji przegranych polityków i nie piętnowali „niekonstruktywnej opozycji”.

Zachowanie mediów i niektórych komentatorów to po prostu Himalaje hipokryzji.

Drugi zarzut dotyczy odrzucenia przez Jarosława Kaczyńskiego współpracy z rządem, co ma rzekomo zniechęcić wyborców Prawa i Sprawiedliwości do glosowania na tę partię. Nie wiadomo dlaczego zwolennicy establishmentu tak bardzo troszczą się o opozycję, którą nie tak dawno chcieli „dorżnąć”. Stale odbierają PiSowi prawo do istnienia stosując retorykę porównywalny chyba tylko do ataków Goebbelsa na Żydów w Niemczech lat trzydziestych. „Wytępić”, „wyeliminować”, „usunąć”, „dorżnąć zarazę”. Krzyże z puszek po piwie, pospolite bluzgi i obelgi, zaszczuwanie i poniżanie. To tylko niektóre z działań podjętych wobec legalnej opozycji przez polityków i dziennikarzy związanych z Platformą Obywatelską.

Jak w takiej sytuacji ma wyglądać ta współpraca?! Chyba tylko człowiek ślepy bądź ograniczony umysłowo może wierzyć w szczerość intencji prezydenta Komorowskiego. Chodzi tutaj o medialne wciągnięcie PiS do rządzenia, o przerzucenie na opozycję części odpowiedzialności za klęskę rządu Tuska. Przez ostatnie trzy lata czytaliśmy o tym, że wszystkiemu winien jest PiS, dziś słyszymy, ze budżet się nie domyka, bo PiS obniżył podatki. Jutro zapewne usłyszelibyśmy, że podwyżki podatków zostały wspólnie zaakceptowane przez rząd i opozycję.

Szansą na zwycięstwo PiSu w tych czy następnych wyborach (uważam, że lepszym scenariuszem jest pozostawienie PO na dwie kadencję i miażdżące zwycięstwo w roku 2015) jest właśnie całkowity BOJKOT rządu Tuska i wszelkich instytucji związanych z władzą. PiS nie może popełnić błędu dekoncentracji, musi oprzeć się o prawą ścianę i zaostrzać retorykę. Historia polityki pokazuje, że w trudnym okresie wyborcy szanują tylko twardych i pryncypialnych przywódców, a nie takich, którzy chcą przypodobać się wszystkim.

Mnie osobiście drażniły niektóre wątki kampanii prezydenckiej, a szczególnie schlebianie dinozaurom PRL czy lumpenproletariatowi z kręgów SLD. To dobrze, że dziś PiS zmienia swoją taktykę. W okresie stabilizacji, kiedy rządowi i mediom będzie jeszcze udawało się podtrzymać iluzję dobrobytu, opozycja może stracić kilka punktów. Jednak w tym okresie, przy takim układzie sił, PiS i tak nie wygrałby wyborów. Dopiero kiedy opinia publiczna zorientuje się jaki jest rzeczywisty stan finansów państwa, kiedy władza sięgnie głębiej do kieszeni Polaków i runie fasada materialnej stabilizacji – wtedy nadejdą dla PiSu czasy na prawdziwe polityczne żniwa.

Jedynym czynnikiem, który mógłby odebrać szanse na zwycięstwo opozycji, jest powstanie skrajnie prawicowej partii. Tego typu formacje zakładane są zwykle przez ludzi niejawnie związanych z układem władzy, czy służbami specjalnymi. Ich zadaniem jest rozproszenie głosów niezadowolonych wyborców i obrona stanu posiadania rządzących. Prawo i Sprawiedliwość musi zrobić wszystko, aby tego typu scenariusz nie został zrealizowany. Dlatego ostry atak na rząd i prezydenta oraz konsekwentne odrzucanie ofert współpracy z obozem władzy jest jedyną strategią, która w perspektywie kilku lat może przynieść sukces.

rewident
O mnie rewident

Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji... "Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka